Święta spędziliśmy u jego rodziców. Z powodu kiepskich połączeń międzymiastowych mogłam się zobaczyć z moją rodziną dopiero po Świętach. O ile u mnie nikt nie ma problemu z tym, że mieszkam za granicą, zarabiam i jest mi dobrze, to u mojego ukochanego sprawa ma się inaczej. Już przy łamaniu opłatkiem usłyszałam od jego krewnego, żebyśmy sobie wybili z głowy te Niemcy i wracali do Polski. Następnego dnia odbyła się u krewnego piękna prezentacja, jak jego córka wyremontowała sobie poddasze i mieszka tam z chłopakiem. Oczywiście, my moglibyśmy zrobić to samo, prawda? Wrócić do Polski i udawać że jest ok, ciułając każdy grosz, żeby sobie jakiś kącik wyremontować, i udawać jak to jest fajnie w kraju bez perspektyw, gdzie nawet nie stać cię na wyprowadzkę od rodziców (bo zresztą po co? tak jest oszczędniej). Przy wyjeździe nasłuchałam się dodatkowo od rodziców mojego ukochanego jak to powinniśmy wrócić natychmiast do Polski. A jeśli nawet nie oboje to przynajmniej mój ukochany. Chyba już zapomnieli jak przez ponad rok był bezrobotny, bo tak cholernie ciężko jest teraz znaleźć jakąś pracę w Polsce, i jak w poprzedniej pracy ledwo mu starczało na życie, bo z roku na rok zarabiał coraz mniej, zamiast więcej.
Nie mam ochoty więcej przyjeżdżać do Polski, naprawdę. Nie dość, że każdy przyjazd kosztuje to jeszcze ciągle trzeba się tłumaczyć z tego, że chce normalnie żyć. Nie musimy liczyć czy starczy nam pieniędzy od pierwszego do pierwszego. Jak z moją pracą w fast-food'zie zarabiam 4 razy więcej niż mój chłopak miał w normalniej pracy. Starcza nam na mieszkanie, rachunki, jedzenie, na to żeby sobie od czasu do czasu kupić coś fajnego. Ale kogo to obchodzi?
FACEBOOK
GOOGLE+